Tytuł: Zbrodnie pozamałżeńskie
Autor: Agnieszk Lingas - Łoniewska, Daniel Koziarski
Data wydania: 2 września 2016 rok
Ilość stron: 368
Wydawnictwo: Novae res
"Zbrodnie
pozamałżeńskie" to książka dwóch autorów, z jednej strony Agnieszka,
której książki czytałam i ani razu się nie zawiodłam, z drugiej autor, którego
imię i nazwisko nic mi nie mówiło. Postanowiłam ze względu na Agnieszkę ją
przeczytać, stwierdziłam, że na pewno mi przypadnie mi do gustu. I wiecie, co?
Nie, nie, NIE! Chyba jeszcze nigdy się, aż tak nie pomyliłam.
Agnieszkę Lingas - Łoniewską poznałam przez
książkę "Będziesz moja, dzikusko" i się zakochałam. Jej każde dzieło
chwytałam z radością, a każde było lepsze od poprzedniego, aż trafiam na tą
powieść i sama nie wiem, co mam powiedzieć. Do jej czytania podchodziłam chyba
sto razy. Nie podobała mi się ani za pierwszym razem, ani za czterdziestym, ani
za setnym! Czytałam i z każdym podejściem moja irytacja rosła, bohaterowie z
każdym podejściem wydawali się gorsi, a fabuła jakby zwalniała swoje i tak już
wolne tempo. Byłam załamana, czytałam na siłę, musiała użyć naprawdę wiele
silnej woli, żeby nie rzucić nią o ścianę.
Marcin to znany piłkarz. Niejednokrotnie
powołany do kadr, szykuje się do przejęcia przez duży, zagraniczny klub. Żyć
wiecznie nie będzie, więc trzeba zadbać o swoje
interesy. Mężczyzna kocha sport i bardzo się cieszy mogąc się
chwalić, rozmawiać o swoich sukcesach, jednak osobie, której chce o tym
opowiedzieć, nie może, bo wie, że ta "rozmowa" zakończy się
awanturą. Zresztą jak każda wymiana zdań. A tą osobą jest jego żona, która od
pewnego czasu zajęta jest tylko swoimi studiami, pisaniem książki i kłótniami z
mężem. Kobieta liczy się z tym, że gdyby nie ten sport, nie żyliby na wysokim
poziomie, jednak to nie przeszkadza jej w wytykaniu mężowi braku studiów oraz
śmianiu się z jego "niewiedzy". Ona, studiuje, pisze. Jest kimś. A
on? Sportowiec od siedmiu boleści, totalne zero. Para jest małżeństwem, które
nawet najprostszej rozmowy nie może przeprowadzić bez kłótni. Czemu
się nie rozejdą? Dlaczego dalej uparcie trwają w związku, który nie przynosi
żadnych korzyści? Do tego Marcin zaczyna robić się zazdrosny o przyjaciela
swojej żony i odnawia swoje dosyć niebezpieczne kontakty, aby dać nauczkę
rywalowi.
"Zbrodnie małżeńskie" to książka bardzo słaba.
Zaczynając byłam zachwycona, nie mogłam się doczekać! Przecież to Łoniewska!
Leciała strona za stroną, linijka za linijką, aż z wściekłością
powiedziałam dość, na stronie dwudziestej. To rodzaj książki, gdzie fabuła
ciągnie się i ciągnie, a końca powieści nie widać. Każda strona to dodatkowa
irytacja, a każda linijka to zastanawianie się czy nie odłożyć jej na półkę.
Będąc w połowie myślałam tylko, czy to na pewno ta sama autorka, która pisała
"Będziesz moja, dzikusko" czy "W zapomnieniu". Nie mogłam w
to uwierzyć. Oczywiście każdemu autorowi, może "podwinąć się noga",
jednak tutaj to nie jest potknięcie, to przywalenie twarzą w błoto i
złamanie wszystkich kończyn w tej samej chwili. To kompletna porażka. Szczerze
przyznam, że bardzo lubię Łoniewską i nie mogę zrozumieć, co spowodowało, że książka,
która zapowiadała się niesamowicie, stała się, według mnie całkowitą porażką.
Po przeczytaniu całej powieści, co ciągało się niemiłosiernie,
nadszedł czas na pisanie tej recenzji, i wiecie, co? Wyglądało to
tak samo jak czytanie książki. Podejście pierwsze, dwudzieste, setne i
tysięczne. I dalej nic! Pustka w głowie, nie wiem, co napisać. Książka jest
słaba, to prawda. Czy zachwyca? Nie. Czy wywołuje jakiekolwiek emocje?
Tak, irytacje i wściekłość. A coś poza tym? Nic. Teraz siadając do pisania tej
recenzji, przeczytałam kilka innych opinii na jej temat i jedyne, co
po tych recenzjach zrozumiałam to fakt, że czytałam chyba jakąś lewą
książkę. Niby autorzy Ci sami, okładka ta sama i fabuła niby też, ale dlaczego
większości osób się ona podobała? Tego chyba najwięksi Bogowie nie
wiedzą. Oczywiście zdarzyły się osoby z takim samym zdaniem, co ja, co lekko
podniosło mnie na duchu, bo już zaczynałam szukać jakiegoś ośrodka zamkniętego
dla mojego mózgu. Czytam to samo, co wszyscy i jedynie mnie się nie
podoba? To mogło jedynie oznaczać, że jest ze mną gorzej niż myślałam.
Sama nie wiem, co jeszcze dodać. Nie chce tą recenzją was
zniechęcić do tej lektury, to, co napisałam jest tylko moim zdaniem. Mi
osobiście ta akuratnie lektura do gustu nie przypadła, jednak nie wiem jak wam,
możecie spróbować. Mimo to zachęcam was do poznania autorki Agnieszki Lingas - Łoniewski
i jej twórczości, bo jest naprawdę warta chwili uwagi.
Chciałabym również przeprosić wydawnictwo Novae res za tak długi czas zwlekania z tą recenzją! Oraz podziękować za możliwość przeczytania tej książki.
Dlatego właśnie ja jestem baaaardzo ostrożna, jeśli o książki tego wydawnictwa chodzi :/
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ty także miałaś tak kiepskie przygody z nim. O tej autorce, nawet nie słyszałam, chociaż o 'Jesteś moja, dzikusko' już trochę tak. Ale na dobrą sprawę nawet nie wiem, jaką ma okładkę:/
Pozdrowionka!