"Nie bój się zranienia. Lepiej wzbić się w niebo i upaść, niż nigdy nie poczuć, jak ziemia usuwa ci się spod nóg. Nawet chwilowa radość jest lepsza niż całkowity jej brak."
Jak już mówiłam milion razy, tak powtórzę po raz kolejny: kocham Vi Keeland. Każda jej książka jest lepsza od poprzedniej i jestem niesamowicie szczęśliwa, że wydaje ich tak wiele. Ta pozycja jest jednak odrobinę inna, bowiem została napisana we współpracy z inną autorką - Penelope Ward. Na samym początku miałam lekkie obawy, bałam się, że będzie ona kompletnie nie w stylu Keeland i przez to też nie spodoba mi się. Moje obawy były jednak zdecydowanie bezpodstawne. Pozycja, mimo że różni się odrobinę od innych książek pisarki nie sprawia, że jest ona w jakikolwiek sposób gorsza. Zdecydowanie dorównała poziomowi poprzednich pozycji.
Przystojny, bogaty i niebezpiecznie intrygujący mężczyzna gubi telefon w metrze. Wierzcie mi, to nie mógł być przypadek. Tak też uważa kolorowowłosa Soraya Venedetta, włoszka z niewyparzonym językiem. Dzwoni do pierwszej lepszej osoby z jego kontaktów i stamtąd też pozyskuje informację, że telefon należy do Grahama J. Morgana, a telefon najlepiej wrzucić do rzeki i zapomnieć o sprawie, ponieważ mężczyzna to cham i prostak. Dziewczyna jednak mimo ostrzeżenia postanawia oddać telefon właścicielowi. Oczekując podziękowań kobieta jest ogromnie zaskoczona, kiedy Graham nie ma zamiaru nawet wyjść z gabinetu, aby odebrać telefon. Ta, wściekła obraża go w jego biurze i w pamięci telefonu zostawia swoje zdjęcia. Mężczyzna od razu po zauważeniu fotografii pięknej kobiety stara się nawiązać z nią bliższy kontakt. Dziewczyna jest jednak nieugięta tylko jak długo to potrwa?
Szczerze mówiąc, zabierając się za tę pozycję nie miałam zielonego pojęcia o tym, że Penelope Ward znam z ksiażki "Przyrodni brat", którą miałam przyjemność przeczytać. Nie skojarzyłam jej nazwiska. Obie autorki są świetne i zdecydowanie ich książki warte są poświęconego im czasu. Ich współpraca w pisaniu "Drania z Manhattanu" była naprawdę dobrym pomysłem, bowiem książka zawiera niepowtarzalny styl obu autorek. Jak to bywa w powieściach tego typu bohaterowie mają swoją "mroczną" przeszłość, o której najchętniej by zapomnieli, jednak jak wiadomo problemy lubią powracać ze zdwojoną siłą. Tak też jest w tym przypadku. Nagle, ze strony na stronę wszystko zaczęło się sypać. Nie powiem, było to dosyć przewidywalne, ale mimo to czyta się z przyjemnością dalszą część historii. Jedyne, co mnie odrzucało, to ta na siłę doczepiona przeszłość Sorai. Nie było to coś poważnego, a mimo to było to moim zdaniem, bardzo wyolbrzymione. Każde nawiązanie do tej "przeszłości" doprowadzało u mnie do poważnego bólu głowy.
Przejdźmy zatem do bohaterów. W książkach obu
autorek bardzo łatwo zauważyć, że to zawsze płeć męska jest tą bardziej
dopracowaną, zachwycającą i zapadającą w pamięci. Tutaj, zdecydowanie jest na odwrót. Soraya Venedetta to dziewczyna z takim temperamentem, ciętym
językiem i tak wielką charyzmą, że przykryła ona każdą inną osobę swoim cieniem. Naprawdę, zakochałam się w niej. Chciałabym poznać,
taką osobę w realu: szczerą, mówiącą prawdę prosto w oczy, nawet tę najgorszą.
Do tego bardzo spodobał mi się pomysł autorek, aby bohaterka farbowała końcówki
swoich włosów na kolor odpowiadającemu jej samopoczuciu. Według mnie jest to
naprawdę dobry i oryginalny pomysł (i szczerze mówiąc, sama myślę aby zacząć
tak robić).
Drugim głównym bohaterem
jest Graham J. Morgan - świnia, drań i prostak. Uwierzcie mi te słowa idealnie
do niego pasują (na początku książki, kiedy go poznajemy). Czym dalej, ten jego
obrzydliwy charakter przechodzi zmianę, dzięki której z pozbawionego uczuć
robota, zmienia się w posiadającego serce człowieka. Urzekło mnie to, bo na
samym początku, widząc jego zachowanie byłam w niemałym szoku. I muszę przyznać
zaczęłam nim gardzić, tak jak on gardził każdą inną osobą. Zachowywał
się jak pan wszystkiego, nic oprócz czubka własnego nosa go nie obchodziło.
Cieszy mnie, że jego zachowanie zostało wyjaśnione przez pisarki, a ja z
czystym sumieniem mogłam odpuścić mu i wybaczyć jego początkowe zachowanie.
Dialogi między bohaterami to coś, o czym trzeba wspomnieć. Każde zdanie było przesiąknięte emocjami: raz sarkazmem, a raz miłością. Podczas czytania byłam ogromnie nimi oczarowana. Nie raz wywoływały uśmiech na ustach czy łzy w oczach.
Dialogi między bohaterami to coś, o czym trzeba wspomnieć. Każde zdanie było przesiąknięte emocjami: raz sarkazmem, a raz miłością. Podczas czytania byłam ogromnie nimi oczarowana. Nie raz wywoływały uśmiech na ustach czy łzy w oczach.
"Drań z Manhattanu" nie kupuję nas jednak swoimi bohaterami czy
zabawnymi dialogami. Kupuję nas swoją niepowtarzalną fabułą. Nie jest to
książka oparta na powielonym milion razy schemacie. Jest to coś nowego, coś co
ciekawi, intryguje i daje ogromnie dużo radości z poznawania fabuły. Bardzo się
cieszę, że udało mi się ją przeczytać i jedynie, czego żałuje to faktu, że jest
ona pojedynczą historią, zakończoną na tym tomie! Gorąco polecam!
Książka: Drań z Manhattanu
Tytuł oryginału: Stuck-Up Suit
Autor: Vi Keeland, Penelope Ward
Tłumaczenie: Edyta Stępkowska
Ilość stron: 330
Data wydania: 1 Sierpnia 2018
Wydawnictwo: Editio Red
Przyjaciółka tak mi ostatnio zachwalała tę książkę,że koniecznie teraz muszę ją przeczytać, skoro Ty również polecasz.:)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :)
UsuńBuziaki :**
Kupie ja i przeczytam. Na sama mysl, ze dialogi sa przysycone emocjami mam na te ksiazke ochote.
OdpowiedzUsuńMusze pochwalic recenzje, ktora przeczytalam jednym tchem. Widac, ze pokochalas te ksiazke.
Bardzo miło mi to słyszeć :)
UsuńOczywiście, ksiażkę pokochałam ^^
Buziaki :**
Niestety w tym momencie nie mam kompletnie ochoty na tę książkę... A właściwie na taką tematykę. Ostatnio mam ochotę na dobre klasyki i fantastykę :) może w przyszłości. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń