środa, 31 października 2018

"Anti-stepbrother. Antybrat" Tijan Meyer





"Rzucił mi bombę, a potem odsunął się i czekał, aż wybuchnie. Czułam się jak wrak człowieka. Byłam w stanie tylko pokiwać głową, bo w tej chwili dałabym mu wszystko, co tylko by chciał."








    Wiecie co mnie podkusiło, żeby chwycić za tę pozycję? Okładka i opis - to właśnie one sprawiły, że postanowiłam dać jej szansę, zobaczyć ile jest warta. I wiecie co? Żałuję, że straciłam na nią tyle mojego cennego czasu. Jeżeli mam być szczera to chyba najgorsza książka tego roku, czytałam wiele pozycji, ale nie wiem czy ta nie powinna trafić na "Top 3" najgorszych w moim życiu. Początek był naprawdę ciekawy, ale po jakichś dwóch rozdziałach miałam dość. Zapraszam na recenzję książki tak złej, że samo jej powstanie przeczy prawom jakiegokolwiek pojęcia logiki


   Summer to prosta dziewczyna, której ojciec pewnego dnia oznajmia, że się żeni. Po ślubie cała rodzina zamieszkuje razem, a bohaterka poznaje Kevina, swojego przyrodniego brata. Jej fascynacja chłopakiem z każdą chwilą wzrasta, marzy o tym, aby i on zwrócił na nią uwagę tak jak na jedną ze swoich dziewczyn - w końcu nie łączą ich więzy krwi. Kiedy oboje kończą liceum, dostają się do tego samego collage'u. Oczywiście dziewczyna podąża za bratem z nadzieją, że ten w końcu wyzna jej miłość i będą żyć długo i szczęśliwie. Podczas studiów Summer poznaje jednak Cadena - przystojnego wytatuowanego chłopaka na motorze, który również zawraca jej w głowie. Czy to nie brzmi jak idealny przepis na katastrofę?


   Ciekawy zarys fabuły, no nie? Ja też tak uważałam. Spodobało mi się na początku to, że autorka postanowiła napisać książkę na temat miłości rodzeństwa przyrodniego. Jest to dosyć ciężki temat w dzisiejszych czasach - takich ludzi nie łączą więzy krwi, ale i tak ich związek brany jest za kazirodztwo. Wierzcie mi, ta powieść miała potencjał, mogła wyjść z tego naprawdę poruszająca historia o miłości i walce o swoje racje. W praktyce wyszło to trochę (czytaj: o wiele więcej niż trochę) gorzej. Pierwsze dwa rozdziały nie są złe, zaczyna się spokojnie (taka cisza przed burzą): poznajemy Summer - cichą i spokojną nastolatkę po uszy zakochaną w swoim przyrodnim bracie, który traktuje ją jak ducha. Szkoda trochę dziewczyny - tak uważałam do końca trzeciego rozdziału. Siadając do tej pozycji nie wyobrażałam sobie nie wiadomo jak rozbudowanej historii bo nie oszukujmy się, ale opis na taką nie wskazywał od samego początku, ale miałam nadzieję, że chociaż miło spędzę przy niej czas - okazuje się, że i tutaj pudło. Czytanie jej, mimo że szło mi sprawnie, bo niecałą dobę, to było to trudne zadanie dla mojej psychiki - doszukiwanie się jakiegoś sensu w tym oceanie głupoty.
   Ta historia jest tak bardzo nielogiczna, że czasami sama byłam tym zaskoczona. Zdarza się każdemu - nawet najlepszym autorom - napisać scenę, w której coś jest nie tak, ale to tylko jedna scena! Tutaj ta "scena" ma 448 stron". Podczas czytania bardzo często musiałam czytać trzy raz to samo zdanie, bo było ono tak nielogiczne i bezsensowne, że wydawało mi się, że to mój mózg płata mi figle. Bo czy można napisać coś, aż w takim stopniu pozbawionego jakiegokolwiek sensu? Okazuje się, że tak! I moi drodzy państwo: nie zdanie, nie rozdział, a CAŁĄ książkę

   Całość opiera się na rozterkach głównej bohaterki - chce mnie, nie chce mnie, chce mnie, nie chce... I tak do znudzenia. Dosłownie, nic więcej. Dziewczyna w niektórych momentach brzmiała już jak desperatka, która chce zostać wykorzystana i zostawiona. (Naprawdę! Nie kłamię ni joty!) Po połowie książki w takich momentach miałam ochotę paść na twarz i leżeć, bo miała jej serdecznie dość i całego świata. Zresztą nie tylko ona miała pusto w głowie - Kevin to chłopak, który zachowywał się jakby został pozbawiony mózgu w dzieciństwie, był niezdecydowany i nie pewny swoich działań.
   Dialogi pomiędzy bohaterami były pozbawiane jakiegokolwiek sensu (a to niespodzianka!). Wyglądało to, jakby autorka napisała na karteczkach przypadkowe zdania, wrzuciła każdą do ogromnego kapelusza, a potem losowała. Naprawdę, bardzo często nie potrafiłam zrozumieć, co się dzieje, o czym oni mówią. Czułam się jakbym była w środku jakiejś intrygi, a ludzie dookoła mnie posługiwali się szyfrem i to moi drodzy - takim porządnym, że nawet najlepszy agent by tego nie rozszyfrował! 

   No dobra, to teraz przejdźmy do fabuły. O której nie mam, co napisać, bo TUTAJ NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO! W tej książce nic się nie dzieje, dosłownie jedno, wielkie nic. Zero akcji, zaskoczenia - NIC. Gdybym miała wskazać jedną pozytywną cechę to jest nią fakt, że po przeczytaniu 448 stron nadchodzi cudowny koniec! Osobiście książki nie polecam (co za zaskoczenie!), ale jeżeli macie ochotę sami przekonać się jak bardzo pozbawiona jest sensu ta pozycja, to zapraszam do lektury!



Książka: Anti-stepbrother. Antybrat
Tytuł oryginału: Anti-stepbrother 
Autor: Tijan Meyer
Tłumaczenie: Kamil Maksymiuk
Ilość stron: 448
Data wydania: 19 stycznia 2018 
Wydawnictwo: Kobiece 




3 komentarze:

  1. Aaa! Zapisujemy sobie tytuł tej książki i jesteśmy ją nawet w stanie kupić :) Strasznie przypadła nam go gustu! Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. O raju, ale jedziesz na ten tytuł :D A wiesz, że mi się ta książka podobała? Fakt, Kevina nie znosiłam równie mocno jak Ty. Ale za to Caden i relacja między nim a bohaterką... miód na moje szukające wątków romantycznych serducho <3

    Swoją drogą od premiery tej powieści mam wrażenie, że jestem jedyną w całej blogosferze, która nie dość, że jej nie zjechała, to jeszcze się nawet nią pozachwycała :D

    OdpowiedzUsuń

Witaj!
Witam Cię serdecznie w moich skromnych progach.
Moje królestwo staram się prowadzić skrupulatnie i starannie. Jednak jak wiadomo każdemu, nie wszystko jest idealne, dlatego jeżeli masz jakieś uwagi lub pomysł na ulepszenie bloga, to pisz śmiało! Każdy pomysł jest na wagę złota. Każdą radę bądź sugestię przemyślę dokładnie.
Jestem blogerką, dlatego zależy mi na wyświetleniach i obserwatorach. Jeżeli podoba się Ci się to, co robię, zostaw komentarz pod postem lub dołącz do obserwatorów bloga :)
Lubię wiedzieć, że moje słowa do kogoś docierają, a nie idą na wiatr.
Tak więc nie przedłużając zapraszam do mojego świata, gdzie książki stanowią jego centrum.